niedziela, 19 sierpnia 2012

24. Wrodzony spryt progenitury


Tak się czasem człowiek zastanawia, skąd dzieciaki biorą te wszystkie umiejętności konwersacyjne? Czy to, co im do głowy przychodzi, to kwestia wrodzonej inteligencji, nabytego obycia, czy może podpatrzenia wzorców zachowań u innych osób? W zasadzie zagadka to nieodgadniona, jako że Daniel na pytanie „gdzie się tego nauczyłeś?” zazwyczaj odpowiada „w przedszkolu”. I choć to niekoniecznie zgodne z prawdą bywa, to jednak Młody musiał wyczuć, że stanowi najbezpieczniejszą formę odpowiedzi. Czasami zaś, jak się okazuje, lepiej nie dopytywać, bo można usłyszeć coś, czego się nie chce... Ale może po kolei...

Przychodzimy po Daniela do przedszkola. Grupa wakacyjna, wiadomo bowiem, że dzieciaków w wakacje mało przychodzi to i starszaki z młodszymi zmieszane. Czy na dobre mu to wyszło, czy niekoniecznie, trudno powiedzieć, jakoś nie daje się zbytnio wyciągnąć z niego rozmaitych informacji na temat bytności w przedszkolu poza ogólnym „było spoko”.
Schodzi więc Młody po schodach, siada na ławeczce i przebiera się, choć skoncentrować mu się na tej czynności trudno, bo opowiada jednocześnie o wszystkim i o niczym. Aby przyspieszyć sprawę, gdy tylko zdjął buciki, mama zanosi je od szatni, a ja pilnuję, by prawidłowo założył buciki.
- Nieeeee! - buntuje się nagle Daniel, podnosząc wzrok. - Ja chciałem zanieść ciapy!
- Ale tak będzie szybciej – tłumaczę mu. - Poza tym mama już je zaniosła. Jutro ty zaniesiesz, dobrze?
- Nie! - Młody z zaciętą miną wstaje, tupta do szatni, za chwilę pojawia się w drzwiach z kapciami w ręku, ostentacyjnie stawia je na podłodze, po czym podnosi i SAM zanosi z powrotem na półkę w szatni...
Wrrrrr!

W samochodzie za to, Daniel bawi się złotym wiatraczkiem, który skądś tam ma, już nie pamiętam, czy myśmy mu go kupili, czy od babci dostał, trudno powiedzieć. W każdym bądź razie trzyma go, wystawia pod wiatr wiejący zza uchylonej szyby, czasami też sam dmucha mu w skrzydełka i obserwuje jak się kręcą. W pewnym momencie rzuca w przestrzeń...
- Daje czadu, no nie???
- Co ty powiedziałeś? - pytam zaskoczony.
- Nooooooo... mówię, że fajnie się kręci!
- Nie, inaczej powiedziałeś. Jak to powiedziałeś wcześniej?
- Daje czadu, no nie???
- Daje, daje, synku. Ale skąd znasz takie powiedzenia?
- Z przedszkola...
Aha...

Wieczór, pora kolacji, Młody ze wzrokiem utkwionym w dobranocce.
- Daniel, co chcesz na kolację?
- Paróweczkę. Z keczupem. Albo dwie!
Po pięciu minutach:
- Daniel, proszę, to twoja kolacja. Dwie parówki, keczup i chlebek.
- Nie chcę chlebkaaaaa! Nie zjem!
- Parówki je się z chlebem! Nie ma inaczej. Jedz!
Po kolejnych pięciu minutach:
- Poproszę dokładkę!
- Synu, ale na pewno? Rano może cię brzuszek boleć, jak się tak opchasz na kolację.
- Na pewno, na pewno. Bo jestem baaaaardzo głodny...
- No dobrze... skoro tak twierdzisz...
Przynoszę jeszcze jedną parówkę i kolejną małą kromkę chleba.
- Smacznego!
- Dziękuję!
Następnego dnia rano w samochodzie, podczas drogi do przedszkola:
- Tatoooo... Brzuszek mnie boli...
- Może głodny jesteś przed śniadankiem?
- Nieeee... Nie chce mi się jeść.
- No widzisz, to na pewno dlatego, że wczoraj tyle zjadłeś wieczorem na kolację. Uprzedzałem, że brzuch będzie bolał.
- Nie... to nie dlatego. Ja sobie myślę, że parówka i chlebek to nie było dobre połączenie!
Ot, logika!

I na koniec oddajmy głos Natalce:
U babci Krysi. Głośna rozmowa. Jedni mówią przez drugich. Młoda coś tam wtrąca swoim cienkim głosikiem, chcąc też brać udział w dyskusji.
- Tuśka, nie kłoć się! - odzywa się babcia. - Nie zabieraj głosu, bo nawet cię przy tym nie było. A w ogóle, to kto cię nauczył tak się kłócić, co?
A Młoda niewinnie podnosi oczęta i bezczelnie wypala:
- Babcia Kjysia!!!
Hmmm... Aha!

sobota, 11 sierpnia 2012

23. Dialogi rodziców z dziećmi


- Danielku, my was kochamy jednakowo mocno. I ciebie i Tuśkę...
- Ale Natalkę to kochajcie trochę mniej, bo ona mnie bije i szczypie, dobra???

- Natalko, jak wrócimy już ze spacerku, to ja będę zmywał, a ty zjesz sobie ananaska, dobrze?
- Nie!!! Nie dotykaj gołębi, bo cię podziobią!!!

- Chodźcie tutaj do mnie! Tak ładnie i grzecznie się bawicie, że dostajecie nagrodę. Proszę, oto ciasteczka z galaretką i czekoladą. Dla każdego po jednym.
- Tatooooo! A możemy po dwa??? Tak wyjątkowo???

- Natka! Jak nie przestaniesz się tak zachowywać, to zaraz karę będziesz miała!!!
- Dobzie!!! Kaję ciem!!!

- Daniel!!! Czy mógłbyś się wreszcie uspokoić? Mówię do ciebie i mówię, a ty w ogóle nie słuchasz. Jesteś niegrzeczny. Nie obejrzysz bajki ani nie dostaniesz niczego słodkiego!
- Nie możesz tego zrobić! Nie wolno tak dzieci traktować!!!

- Uwaga! Proszę bardzo, obiadek...
- Bleeeee! Nie chcę tego jeść!!!
- ...a kto ładnie zje obiadek, dostanie na deser lody!
- Mniam! Jakie pyszniutkie! Zjem wszystko!

- O! Już wstaliście? Dzień dobry! Co chcecie na śniadanko?
- A co nam możesz zaproponować???

- Natalko! Pora się położyć na drzemkę, trochę odpocząć!
- Nie ciem pać!!!
- Jak wstaniesz to przyjdzie pora na ananaska do pogryzania!
- Oć!!! Pać idziemy!!!

...i wiele, wiele więcej...

niedziela, 5 sierpnia 2012

22. Obrazki


Daniel przebywa u babci na wsi. Spędzając tam po parę dni w tygodniu, wielokrotnie odbywa rozmaite konwersacje z babcią. Jednym z tematów przewijających się dość często jest Pan Bóg. I dziecko, jak to dziecko, nie wszystko może jest w stanie zrozumieć, ale swój rozum ma. I bezczelność przy okazji.
- Danielku, bądź grzeczny, bo Pan Bóg wszystko widzi – przestrzega babcia.
- Tutaj chyba mnie nie widzi – odpowiada Młody.
- A dlaczego tutaj nie? - docieka babcia.
- Bo tu taka dziura jest... - rezolutnie odpowiada mój czterolatek.

* * *
Zakupy wspólne w hipermarkecie. To potrzebne, tamto potrzebne. Chodzimy między półkami wybierając potrzebne nam towary. Młody radośnie biega obok. W pewnym momencie przypomina mi się, że od jakiegoś już czasu mam ochotę zrobić kukurydzę gotowaną na parze, nabywam więc tackę zawierającą trzy kolby dość ładnej kukurydzy i zabieram do domu wraz z resztą sprawunków.
Dwa dni później siedząc samotnie z Danielem (taki męski wieczór), nastawiam tę kukurydzę. Gdy już smakowicie pachnąc jest gotowa, dzielę ją na cztery części, rozkładam nam po dwa kawałki na talerze, dodaję masełka i odrobinę soli.
- Zjem, ale tylko jeden kawałek, nie dawaj mi dwóch – zastrzega Daniel zanim jeszcze spróbuje choćby ziarenka.
- Najpierw zjedz przynajmniej jeden, potem się  zobaczy – mówię.
Młody obgryza kukurydzę, masełko ścieka mu po brodzie, oblizuje się ze smakiem.
- Pyszniutkie! - wzdycha z zadowoleniem i zabiera się za drugi kawałek.
Po tym, jak już nic nie zostało, zbieram talerze i patrzę na syna z dumą.
- Dobry pomysł miałem, Danielku, z tą kukurydzą, prawda???
- Nie!!! To ja miałem ten pomysł! - wybucha świętym oburzeniem Młody.
Doprawdy???

* * *
Znowu u babci. Daniel okłada patykiem drzewo, a zapytany przez babcię, kto to robił, odpowiada bezczelnie:
- To nie ja!
Po czym, gdy już babcia się oddaliła, Młody szeptem konspiracyjnym do Natalki:
- Tuśka, powiedz babci, że to ty, dobra???
Młoda leci przez podwórko.
- Babciu! To nie ja, to Daniel!!!!
Coś chyba poszło nie tak...

* * *
- Ałaaaaaaaaaaaaaaaa! - rozlega się pisk, przechodzący we wrzask, a potem w szloch.
To Daniel.
Wpadam do pokoju.
- Co się stało?!
- Tuśka mnie uderzyła w głowę!
Nachylam się nad Młodą.
- Natalko, uderzyłaś Daniela?
- To koń uderzył – Natalka niewinnym wzrokiem patrzy prosto na mnie i się uśmiecha.
- Ale tu nie ma żadnego konia – nie daję się nabrać na to oczywiste kłamstwo. - Ty uderzyłaś Daniela w głowę! Dlaczego???
- Ja uderzyłam – przyznaje zrezygnowana Tuśka. - Kara ma być...
Po czym daje buziaka Danielowi mówiąc „psiepjasiam”, odwraca się ode mnie i idzie usiąść na krzesełko w ramach kary.
A o tym co sądzić?