niedziela, 11 marca 2012

12. Sprawy łóżkowe


Z zasypianiem to już od pewnego czasu moje dzieci problemu nie mają. No, prawie, bo nadal jest to etap typu „tata, połóż się”, co oznacza, że ja ląduję na środku łóżka, dzieciaki po obu stronach, przytulają się, potem zwyczajowe „dobranoc”, gasimy światło i po kilku obrotach w jedną lub w drugą stronę, śpią snem sprawiedliwie wymęczonych. I – co ciekawe – względnie wcześnie, bo przed godziną dziewiątą. Problem pojawia się w momencie, gdy i mnie to „sprawiedliwe wymęczenie” dopada i zasypiam razem z nimi. Wtedy już budzę się zazwyczaj tylko po to, by się umyć, przebrać i ponownie paść na wyrko.

Pewnego wieczoru, przed pójściem spać, Daniel miał jeszcze poćwiczyć wymowę „l”, bo zbliżają mu się cztery latka i to już powinien umieć. Od kilku dni powtarzaliśmy wspólnie, jak się języczek w buzi powinien układać i nawet od czasu do czasu właściwa głoska mu wychodziła.
- Daniel, no to jeszcze raz dzisiaj, zanim zaśniesz – padła komenda. - Języczek do góry dotyka za ząbkami i mówisz: „la-la-la-la-la”...
Młody otworzył usta, nabrał powietrza...
… i po chwili je wypuścił.
- Nie! Dzisiaj nie! - stwierdził dobitnie. - Idę już spać i to mi się wyłączyło!!!

A co do wstawania rano, to dziwnie jakoś tak się to układa, że na tygodniu dzieciaki, kiedy trzeba się do przedszkola zbierać, to spałyby i spały. Nie obudzą się wcześniej, zawsze trzeba je – w miarę delikatnie – budzić, choć człowiek miałby ochotę po prostu złapać za ramiona, potrząsnąć porządnie i wrzasnąć coś w stylu: „Wstawaj wreszcie, ja już od pół godziny na nogach!” Wiadomo jednak, małe, to i delikatnie trzeba, na potrząsanie i wrzaski przyjdzie pewnie czas w okresie buntu nastoletniego – przynajmniej będzie usprawiedliwienie. Na razie jednak to jest delikatne „Danielku, wstajemy, Natka – pora do przedszkola”. Z samą pobudką na szczęście nie ma zbyt wielkiego problemu, choć zdarzają się dni, gdy potomstwo ledwo rozbudzone maksymalnie marudne się staje.

Czemu jednak, ja się pytam, w weekendy, kiedy to spieszyć się nie trzeba, gdy niby jest tyle czasu, można byłoby pospać, jedno z drugim ślepia otwiera już przed szóstą? A na sugestie poleżenia jeszcze chwilkę reaguje dosadnym protestem w postaci skoków na brzuchu, przewalania się z jednej strony łóżka na drugą, deptania gdzie się tylko da? W taki poranek, po całym tygodniu pracy w człowieku budzą się mordercze instynkty względem nieświadomych niczego dzieci...

I właśnie jeden z takich wczesnych weekendowych poranków. Dzieciaki, niby w pełni już rozbudzone, latają z jednego końca łóżka na drugi, dokazują, przewalają się. Przekrzykują wzajemnie. A my ich.
- Idę robić śniadanko, maluchy – woła mama. - Natalka, co chcesz na śniadanie?
- Mjeeekoooo! - rozdziera się młoda.
- Tylko mleko?
- Mjeeekoooo! Tyyykoooo!
- A Ty, Danielku? Co będziesz jadł?
- Jaaaaa – zastanawia się Młody, wyhamowując nieco harce. - Ja... nie wiem! Jak już wstanę, to powiem, bo mi się wtedy rozumek obudzi!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz