niedziela, 25 marca 2012

13. Rodzeństwo doskonałe?


U Natalki poziom komunikacji werbalnej (niewerbalnej zresztą też) w ostatnim czasie zdecydowanie wzrósł, tak więc stała się możliwa większa kooperacja między nią a starszym bratem. Głównie to Daniel wiedzie prym w „ustalaniu” wszelkich rzeczy, „namawianiu się” itd. itp. Ale współpraca jest. Czasami...

- Natalka, oglądamy chłopczyka z małpkami? - pyta Daniel.
- Nie ciem! Nie ciem! - protestuje Młoda.
- A co w takim razie obejrzymy?
- Lewa! Lewa! - dopomina się.
- Tatooooo! Króla Lwa będziemy oglądać, dobrze???
No dobra, skoro się dogadali, to niech mają. Zgodnie zasiadają zatem w fotelu, oczka wlepione w ekran i jazda z seansem.

Często jednak w ostatnich dniach zdarza się, że dzieciaki rezygnują z oglądanej bajki, na rzecz tej czytanej. Daniel przychodzi i poważnym głosem oznajmia, że dzisiaj nie będą oglądać, tylko chcą, żeby im dłuższą bajkę poczytać. Powód do radości i dumy – dziecko samo z siebie woli bajkę czytaną. Nie ma sprawy, myje się brzdące, upaprane nieziemsko po całym dniu szaleństw (nawet jeśli doczyszczane w międzyczasie), przebiera w coś, co w danym dniu pełni funkcję piżamki, kładzie się towarzystwo do łóżka, włącza lampkę, bierze książkę do ręki...
- To o czym dzisiaj czytamy? - zadaję standardowe pytanie. - Może o piesku? Albo o lisku? O białym wróblu?
- Nie, nie, nie, nie, nie!!! - kolejne protesty padają to z jednego to drugiego gardziołka, w końcu Daniel decyduje: - O smoku czytaj! I babie!
- Moku! Moku! Ciem! - wtóruje mu Natalka.
Wybrane, to wybrane, otwieram książkę na żądanej bajce, opowiadającej o smoku i wrednej góralce (swoją drogą nie wiedzieć czemu Młody upodobał sobie akurat tę opowiastkę i kilka razy w tygodniu trzeba ją czytać!) i zaczynamy lekturę.
- Natalka, ja zaraz przestanę czytać – oznajmiam, gdy widzę, jak ta kotłuje się na Danielu i okłada go piąstką. - W tej chwili proszę się ładnie położyć i słuchać!
- Niejkiem bawię się! - odpowiada mi toto z miną niewiniątka, robiąc słodkie oczka, ale układając się porządnie w łóżeczku. Na jakieś trzy minuty, bo potem znów rączka – ŁUP! - w stronę ramienia brata!

Zadziorna się zrobiła, to trzeba przyznać. Nie wiadomo skąd jej się to bierze, ale potrafi ot tak, z niczego podejść i strzelić Daniela a to w plecy, a to po ręce, a to po głowie poklepać. Upominana i karana (stosownie do wieku – dwie minutki siedzenia na krzesełku) robi niewinne oczka i rechocze przy tym jak nawiedzona.
- Tatooooo! A ona znowu mnie bije!!! - rozlega się żałosne zawodzenie!
- A ty co zrobiłeś? - pytam zwyczajowo.
- Oddałem jej!
- No to jesteście kwita i się nie skarż! - po czym wracam do aktualnie wykonywanego zajęcia.
A co? Niech swoje konflikty rozwiązują między sobą. Potrafią nawiązać dialog, potrafią się dogadywać, gdy chodzi o bajkę, czekoladki czy zabawę (czasami!), to niech i kwestie sporne załatwiają bez mojego udziału.
Dopóki się krew nie poleje... niech się dogadują sami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz