sobota, 18 lutego 2012

1. Dumny przedszkolak


- Czy dzisiaj idę do przedszkola? - mniej więcej takimi słowami witał mnie Daniel od kilku dni (co najmniej trzech), natychmiast po otwarciu oczu, mniej więcej około piątej trzydzieści rano.
- Nie, kochanie, dzisiaj jeszcze nie – odpowiadałem niezmordowanie, ziewając szeroko. Kto to bowiem widział, by o tak barbarzyńskiej budzić kogoś i jeszcze domagać się odpowiedzi na pytania. I dodawałem: - Dopiero w czwartek pójdziesz!
No i wreszcie!
- A dzisiaj idę do przedszkola?
- Tak, Daniel, dzisiaj idziemy do przedszkola – potwierdziłem wreszcie, wraz z nadejściem pierwszego września. Również o piątej trzydzieści!
- Hujaaaa! Hujaaaa! - rozdarł się Młody na cały dom.
„Mógłby się wreszcie nauczyć wymawiać Rrrrr” - przemknęło mi przez głowę, gdy czekałem, aż skończy się jego „poranne siku”. - „Strach pomyśleć, co to będzie, jak zacznie swój entuzjazm uzewnętrzniać chociażby na placu zabaw wśród innych dzieci”.
Jakoś tak błyskawicznie się syn ubrał, problemu z nim nie było. Wyprasowana koszulka, eleganckie spodenki, nowiutka czapeczka, w ręku zielony worek na kapcie i z dumą założony plecak! Ot, cały obraz przedszkolaka.
- Jedziemy już? Jedziemy? - dopominał się.
Obejrzany ze wszystkich stron przez babcię, mruknął „czeeeeść!” i usadowił się w samochodzie obok Natalki, która tego dnia wywożona była do drugich dziadków. U nich też świeży przedszkolak z dumą zaprezentował pełen rynsztunek, po czym grzecznie się pożegnał i powędrował z nami (czyli rodzicami), do przedszkola.
Wysoka, niebieska, bogato zdobiona kamienica dokładnie w centrum Starówki zdecydowanie mu się spodobała.
- To tutaj jest przedszkole? - zapytał zadzierając głowę.
- Tak. Wchodzimy.
W szatni, zaraz za wejściem okazało się, że Młody dostał swoją półeczkę, gdzie można schować i powiesić rzeczy, elegancko podpisaną. Chwila moment i przedszkolak gotowy na spotkanie z nową rzeczywistością.
Weszliśmy do pokoju grupy drugiej, gdzie Daniela przydzielono. Ten, ledwo przekroczył próg – zrobił oczy jak spodki...
- Łaaaaał! - wyrwało mu się, gdy dostrzegł rzędy zabawek i tuż koło wejścia duży, plastikowy domek. - Mogę się pobawić?
Dostawszy pozwolenie, nawet się nie obejrzał, tylko pognał do tego domku, zamknął się w nim, wystawiając jedynie przeszczęśliwą, błogo uśmiechniętą buziuchnę.
Jak to w przedszkolu, pierwszego dnia – sporo czasu zajęło omówienie podstawowych spraw z nauczycielką. W międzyczasie Daniel zdążył wyjść z domku, przetestować olbrzymi wóz strażacki, wyjąć zestaw klocków, porozmawiać z dwoma dziewczynkami, jednym chłopcem i ponownie zniknąć w domku wraz ze świeżo poznaną koleżanką. Na nasze „To cześć, Daniuś!” - nawet nie zareagował...
Ponieważ jeszcze do końca tygodnia przebywałem na zasłużonym urlopie, to ja miałem go odebrać po szesnastej. Nie spiesząc się dotarłem o odpowiedniej porze, mocno ciekaw, jaka też będzie reakcja syna na pierwszy dzień w przedszkolu. Wchodzę do sali – bawi się może piątka dzieci, z czego troje przy stoliku. To Daniel i dwie dziewczynki. Rysują coś na zmazywalnej tablicy, przekazując sobie rysik z rąk do rąk. Podchodzę do stolika, patrzę na niego...
- Cześć, Danielek! - rzucam. - Przyszedłem po ciebie, idziemy do domu...
A ten podnosi na mnie oczka jak kotek ze Shreka i cichutkim głosikiem mówi:
- Jeszcze pięć minutek... dobrze? Mogę???
Cóż było robić. Uśmiechnąłem się, zszedłem na dól, zrobiłem rundkę wokół Starówki i po tych kilku minutach wróciłem do przedszkola. Wcisnąłem interkom, podając imię i nazwisko syna i  po chwili w korytarzu rozległo się gromkie:
- Już idę tatooooo! Już idę!!!
No i mam – syna przedszkolaka!!!

1 komentarz: